Like a Dragon: Infinite Wealth (PS5)

ObserwujMam (0)Gram (1)Ukończone (0)Kupię (0)

Like a Dragon: Infinite Wealth (PS5) - recenzja gry


@ 09.02.2024, 00:36
Marcin "bigboy177" Trela
Czasem coś piszę, czasem programuję, czasem projektuję, czasem robię PR, a czasem marketing... wszystko to, czego wymaga sytuacja. Uwielbiam gry, nie cierpię briefów reklamowych!

Like a Dragon: Infinite Wealth to kolejna odsłona znanego i cenionego przez graczy cyklu Yakuza. Jeśli także Wam on odpowiada, koniecznie przeczytajcie naszą recenzję.

Like a Dragon: Infinite Wealth to najnowsza część popularnej serii Yakuza, tyle że okraszona nieco innym tytułem. Jej deweloperzy - w stosunku do odsłon poprzednich - postanowili nieco poeksperymentować z formułą, choć jednocześnie nie zmieniali niczego szczególnie mocno. Nie ma rewolucji, bo postawiono przede wszystkim na ewolucję i, jak dla mnie, wszystkie zmiany wychodzą projektowi na plus. Fani szybko się tu odnajdą, a całkiem nowi gracze bez problemu wkręcą się w ten unikatowy, rozbudowany i świetnie skonstruowany świat (nie trzeba, choć dobrze, znać poprzednie rozdziały). Jeśli obawiacie się o system walki, spokojnie… ponownie go przebudowano, ale tym razem na lepsze. Co zmieniono i jak? Tego dowiecie się z naszej recenzji.

Zacząć wypada od tego, że głównym bohaterem projektu jest Ichiban Kasuga, który powraca z Yakuza: Like a Dragon. Nadal jest on świetnie skonstruowaną, bardzo naturalną i dobrze nakreśloną postacią. Deweloperzy w niesamowicie mistrzowski sposób go wykreowali, a przez to w trakcie zabawy nie mamy wrażenia obcowania ze zlepkiem pikseli, ale autentyczną, żywą osobą, której perypetie poznajemy z ogromnym zaangażowaniem. Towarzyszem Kasugi jest weteran cyklu, Kazuma Kiryu, który dowiaduje się czegoś, co sprawia, że w całkiem inny sposób podchodzi do życia, bardziej refleksyjny. O co biega? Tego Wam nie zdradzę.

Przygodę zaczynamy w Yokohamie, gdzie Kasuga ma całkiem niezłą posadkę za biurkiem. Zatrudniła go firma będąca pośrednikiem na rynku pracy, a nasz bohater, jako porządny obywatel (choć niegdyś członek Yakuzy) postanawia pomóc byłym członkom organizacji przestępczych w wyjściu na prostą. Nieświadomie wrobiony zostaje jednak w sporą aferę i traci robotę. Wspólnie z Kiryu postanawia wówczas wyruszyć na Hawaje, aby odnaleźć matkę, której nigdy nie miał okazji poznać. Cały wątek fabularny jest poprowadzony bardzo dobrze, a deweloperzy sprytnie wpletli w niego wiele współczesnych problemów, jak np. fake newsy. Scenariusz jest napisany bardzo dobrze i choć są w nim nieoczekiwane i mocno zakręcone akcje, jest spójny i sensowny. Ucieszy Was też na pewno to, że do samego finału wydarzenia śledzi się z dużą przyjemnością i jak na szpilkach.

Wciągająca natura Like a Dragon: Infinite Wealth to nie tylko zasługa niezłej fabuły, ale także postaci – zarówno tych, którymi grami, jak i tych, z którymi mamy do czynienia podczas zwiedzania wirtualnego świata. Czasem są to osoby nastawione do nas całkiem neutralnie, innym razem sojusznicy, a jeszcze innym złoczyńcy. W tej ostatniej grupie na szczególną pochwałę zasługuje postać zwana Dwight Mendez, a grana przez aktora Danny’ego Trejo. Sprawdził się on wyśmienicie w swojej roli. Jest wiarygodny, naturalny i charyzmatyczny. Autentycznie należy mu się pochwała. Reszta aktorów na szczęście też spisała się bardzo dobrze (z drobnymi wyjątkami postaci całkowicie pobocznych), co jest szczególnie ważne ze względu na to, iż scenek przerywnikowych w grze jest wiele, a część z nich jest naprawdę solidnie rozbudowanych.

To samo napisać można o lokacji, w której toczy się akcja gry. Jak wspomniałem, główni bohaterowie wyruszają tym razem na Hawaje. Osobiście nigdy nie miałem okazji tam być, więc nie wiem na ile wiernie odtworzono stolicę stanu, Honolulu, ale mimo wszystko, zwiedzanie jej sprawiło mi sporo frajdy. Nie brakuje bowiem pięknych linii brzegowych, ogromnych centrów handlowych, wysokich wieżowców oraz mniejszych i większych sklepików lokalnych, w których można porozmawiać oraz zjeść i wypić coś dobrego – w przerwach pomiędzy prowadzeniem dochodzenia i obijania mordek, rzecz jasna. W centrum rozrywki – przynajmniej przez pewien czas – nadal jest bowiem poszukiwanie zaginionej rodzicielki. Żeby było ciekawiej, Hawaje nie są jedyną lokacją w Like a Dragon: Infinite Wealth. W pewnym momencie powracamy bowiem do Japonii i przemierzamy Yokohamę oraz Kamurocho – mapy znane fanom poprzednich gier. W sumie dotarcie do finału pochłonęło mi ponad 55 godzin i sądzę, że Wy również tyle czasu musicie wygospodarować. Można oczywiście zabawę skrócić, jeśli zdecydujecie się np. pomijać scenki przerywnikowe, ale – według mnie – całkowicie nie warto.

Zwiedzanie dowolnego obszaru oznacza, że regularnie natrafiamy na rozmaitych przeciwników (skrzętnie określonych ikonką, informującą nas o tym, jakie mamy szanse, by wygrać). Z tymi najpotężniejszymi i najbardziej wymagającymi (oraz często mocno zakręconymi ze względu na japoński rodowód projektu) mamy do czynienia w aktywnościach pobocznych oraz głównym wątku fabularnym. Na ulicach musimy mierzyć się głównie z pomniejszymi zbirami, choć zdarzają się oczywiście wyjątki. Każde starcie, co mnie bardzo uradowało, jest emocjonujące i sprawia dużą satysfakcję, albowiem deweloperzy postanowili zrezygnować z całkowicie turowego systemu wprowadzonego w ramach Yakuza: Like a Dragon, na rzecz swoistej hybrydy, w której mamy połączenie turówki oraz walki w czasie rzeczywistym.

Ekipa, którą prowadzimy do boju składać może się maksymalnie z czterech osób. Na początku każdej naszej tury, możemy postaci dowolnie przemieścić w ramach wskazanego obszaru, a dopiero gdy jesteśmy usatysfakcjonowani, wydajemy polecenia. Tu do wyboru mamy cztery główne typy ruchów, a wśród nich m.in. obronę, atak oraz umiejętności specjalne. Właściwe dobieranie poszczególnych zagrywek jest oczywiście kluczowe, szczególnie że wpływ na zadawane przez nas obrażenia ma wiele elementów. Możemy np. tak wycelować przeciwnikiem, by lecąc odrzucony naszym sierpowym, zahaczył bandziorów za sobą i rozbił ich niczym kula do kręgli. Jesteśmy w stanie ponadto chwycić jakiś przedmiot z okolicy, np. rower lub kubeł na śmieci, i nim wymierzyć cios oponentowi. Możliwości jest naprawdę sporo, a do tego dochodzą jeszcze rozmaite bonusy, np. za mniejszy dystans do przeciwnika; oraz przeróżne zdolności specjalne, których użycie nie ogranicza się wyłącznie do wciśnięcia przycisku inicjującego, ale może wymagać poprawnego przejścia przez krótkiej QTE. Niektórym graczom może to nie spasować, ale mi jak najbardziej odpowiadało, bo czyniło rozgrywkę dynamiczniejszą.


Screeny z Like a Dragon: Infinite Wealth (PS5)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
1 kudoszubal22   @   01:04, 09.02.2024
Gdyby tylko znalazł się czas na nadrobienie serii w końcu... Yakuza jest specyficzna to fakt, ale grając kiedyś w Y0 i nieco w Like a Dragon (siódmą część) wiem, że są to jedne z ciekawszych gier na rynku, które się wyróżniają i same w sobie są świetnie wykonane. Tylko jak ktoś ma przy okazji skłonności do maksowania gier, to łatwo się zatracić tam na kilkanaście godzin w aktywnościach pobocznych, a to już przesada lekka Szczęśliwy
1 kudosluki505   @   12:15, 09.02.2024
Mam ponad 30h za mną, jestem w 7 rozdziale (obijałem się w tej grze xD) i mmm jakie to jest miodne, jeśli następna yakuza udoskonali elementy zawarte w tej odsłonie, doda jeszcze więcej to będziemy mieli jeszcze lepszego jrpg'a. Szkoda mi tylko Yakuza
kiryu że tak kończy się jego legenda jako Dragon of Dojima